Ta strona została przepisana.
Wszedł Arkanow do łodzi podstarzały, jakby od dnia jego rozstania z żoną minęły lat dziesiątki. Zmięty, z zapadłymi chorobliwie policzkami, schylił się do nóg Eugenii, nie wstydząc się i nie wstrzymując strumieni łez, płynących mu z oczu. Obecni odwrócili się od nich i przyglądali, jak Krasuski przewoził w czółenku pozostałych towarzyszy. A tymczasem z drugiego brzegu rozległ się junacki świst
Jana.