Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niby skóra nosorożca, na krzywe nogi w bardzo wązkich nogawicach.
Sembat mrugał przebiegle zaropiałemi oczkami i kłaniał się z prawą ręką na piersiach, a lewą zakrywał szyję butelki, wyglądającej mu z kieszeni.
— Chora urutski — y — zdrowa... Sembat mało — mało... Sembat wie...
— Chora urutski zielsko precz... woda precz szałtaj-bałtaj... — prędko odrzekł Stanisław, uprzedzając przymówkę do swojej kieszeni.
Ormianin cmoknął głośno.
— Młoda baba gdzie?
— Wszyscy przy sianie.
— Rutski baba y — lubi?
— A Sembat?
— O!
Roześmiał się, odwrócił, oparł się o framugę okna i zaczął rozmawiać z panią Strasiewiczową o maśle, kurach, jajach tymsamym zabawnym rosyjsko-ormiańskim językiem.
— Panie Stanisławie, bądź już pan grzeczny do końca i pomóż Justynie przypędzić krowy z lasu... Widzi pan, ledwie idzie biedaczka!... Co za skwar!
Stanisław dostrzegł już był Justynę i chciał właśnie zapytać, dlaczego wraca sama. Tamci, jak się okazało, mieli w polu jeść obiad; Justyna właśnie przyszła go zabrać i krowy wydoić.
Stanisław poszedł do lasu, ale bydło, rozgorączkowane upałem, ścigane przez owady, niełatwo było zebrać i wypędzić z lasu.
Ucieszył się więc, gdy zobaczył zdala przez