Strona:Wacław Sieroszewski - Polowanie na reny.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu, aby wdarł się na zbocze i obszedł górą stado. Zeszli się na przełęczy. Pan Jan był ogromnie zadowolony, dziesiątek ptaków wisiał mu u pasa.
— A co? Zuchy jesteśmy! Zato sobie wypijem „riumeczkę“? A co to pan zwierzynę psuje? Czy to się godzi? Widziałem jakeś pan podbił jednego, a on poleciał. Pudłować, tak pudłować, a bić, tak bić! A to on teraz opowie towarzyszom i wyprowadzi ich z wąwozu... Ani chybił, wyprowadzi!... Pan się śmieje!... Niech pan się śmieje, bo tak!... A z powrotem trzeba będzie iść bardzo ostrożnie i nie dalej, jak do połowy wąwozu... Te ranione to są płochliwe, o ile nie zdechną. Obchodząc, trzeba wedrzeć się wysoko, bo gdy na dół lecą jarząbki, to lecą dalej. Jeśli nam trzy razy strzelić