Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie mąćcie mu w głowie... Lepiej posłuchaj mnie, młodzieńcze...
Zręcznie przebiegła długiemi palcami po strunach. Umilkli natychmiast.
— Będę śpiewać o »Dziesięciu westchnieniach studenta Jań-sań«..

Wzdychał student, ślęcząc nad księgami,
Smutno żegnał swoją okolicę,
Wzdychał w drodze smagany wichrami
I z westchnieniem powitał stolicę...
Gdy z tancerek wybierał najmłodszą,
Żonie posłał króciuchne westchnienie;
Lecz dziewczyna wydała się słodszą,
Tańczyć, śmiać się mogła na skinienie.
»Jeśli, panie, nie dogodzę Tobie,
»Wybacz, proszę, niemądrej dziewczynie!«
Pod namiotem sypialni, jak w grobie,
Wiele westchnień bez odgłosu ginie!
»Nasza miłość nie będzie chwilowa!
»Zdaj egzamin, zostań dostojnikiem!
»Kto odgadnie, co dlań przyszłość chowa,
»Wszak i cesarz był biednym rolnikiem!...«
Westchnął Jań-sań, gdyż lubił swobodę,
Lubił wino, wesołość i pieśni,
Wolał badać kobiecą urodę
Niźli grzebać w starych książek pleśni...

Czas upływał, znikły srebrne jany;
Rozłączono chłopaka z tancerką...

Kim-ki słuchał i trzeźwiał, świdrująca boleść przejmowała mu serce. Oczu oderwać nie mógł