Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

men san bacznie śledził go swemi małemi, zapłyniętemi tłuszczem oczkami.
— Wola monarchy jest jak ciepło i jasność, jak słońce przenika wszędzie... Ale serce Jego jest w ręku Nieba... Kto wie, kiedy i komu powierzy budowę swego przybytku?
— Pani Miń-om stara się, aby robotę oddano Miń-riok-sik’owi... — szepnął eunuch cicho, ale śmiało.
Oblicze Kim-ok-kiuma zachowało nieprzeniknioną powagę.
— Miniowie znowu biorą górę, wyłażą ze wszystkich sczelin, jak karaluchy. Wkrótce w pałacu, a może i w całym. kraju dla innych miejsca nie starczy!
Kim-ok-kium szukał w milczeniu kapciucha i fajeczki
— Wiesz, dostojny stróżu praw, iż nawet dynastyi może grozić niebezpieczeństwo. Pani Miń-om ma syna i choć jest nałożnicą, łatwo może zostać królową...
Kim-ok kium zapalił fajeczkę i podał ją grzecznie gościowi.
— Następca tronu doznaje coraz mniej u ojca posłuchu... — ciągnął Ni-me-san, pykając dymek.
— Cóż czynić?! Niepodobna wchodzić między ojca i syna.
— To prawda, dostojny panie, ale... w starych księgach powiedziano, iż nie dobrze, gdy myśli