Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rowiej rozkazał, uczynić tego nie mogę, gdyż nie podobna zniszczyć przeszłości!... Czy cofniesz plagi, które nieraz odbierałem? Czy zniszczysz pogardliwe obejście, do którego my, niewolnicy, przyzwyczailiśmy się od dzieciństwa?!... Ty, szlachcic, musiałbyś umrzeć od jednej takiej zniewagi, a ja żyję, ścierpiawszy ich tysiąc... Aby znieść niewolę, trzeba wypruć z niewolników żyły i napełnić je nową krwią... Słuchaj, synu mego pana, przestań chodzić do tej obrzydłej tancerki, porzuć szaleńca Kim-non-czi’ego, który z własnym walczy ojcem, wróć do dawnych starych obyczajów!... Nie dobrze jest też, że chodzisz do tej przeklętej szkoły amerykańskiej, ale cóż robić? skoro powiadają, że teraz inaczej dostać nie można urzędu... Przestań jednak, panie, mięszać się do spraw burzycielskich, do nowinek japońskich... Zle się to wszystko skończy!... Wierz mi... Nie spraw, aby stare me oczy widziały twe białe ciało na placu Dzo-no!... Stary Chakki umiera od samej o tem myśli!... A przecież dojdzie do tego!... Chodząc po ulicach, słyszę, co mówią ludzie!... Macie trochę przyjaciół, ale więcej macie wrogów!... Czyż nie lepiej, zamiast rzucać się w gorączce, zaczekać cierpliwie, aż los da ci to, co się należy dziecku dostojnika?! A może stryjaszek umrze lub sumienie go ruszy i pomoże nam uzyskać dobrą posadę?!... Czyż nie nęci cię powrót w nasze góry, nie nęcą błyszczące pola, za-