Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




VIII. BAMBUS WSTRZĄSA SWYMI LIŚĆMI.

Kim-ki spał źle i obudził się w dziwnem podnieceniu.
— Przeklęta »suli«, za dużo jej piłem! — pomyślał.
Nietyle wszakże bolała go głowa, co serce. Zjadł pospiesznie i w milczeniu swój skromny ryż z bobem, z gorzką rzodkwią kwaszoną i z kwaszoną sałatą. Daremnie wierny Chakki czekał odeń zwykłego sprawozdania z wrażeń ubiegłego dnia.
— Czy nie chory jesteś, panie? Jesz mało, patrzysz w zamyśleniu...
— Nie, Chakki...
Umilkł i odwrócił twarz zniecierpliwiony badawczem spojrzeniem niewolnika.
Ten westchnął i, poumywawszy naczynia, z pewnem ociąganiem się, wdział na piersi pudło z słodyczami i wyszedł na ulicę.