Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




XXXIV.

Ludzie pracowali niechętnie; łazęgowali od kupy do kupy pod pozorem pożyczenia narzędzi lub zasiągnięcia wskazówek. Nie ustawały szepty i tajemnicze rozmowy. Nie pomagały napomnienia i groźby oficerów, doglądających robót; często odpowiadano im grubjaństwem, które musieli puszczać płazem łub udawać, że go nie słyszą. Beniowski stanowczo zabronił im zatargów z załogą i awantur; sam chmurny obchodził obozowisko, nie czyniąc zresztą żadnych uwag na spotykane niedbalstwo.
Niezwykle obfity połów ryb podniecił i zespolił na chwilę wszystkich. Z wesołemi krzykami obstąpili tułacze wyciągnięte na piaski matnie, gdzie wśród ciemno-zielonej morszczyzny trzepotały się stosy srebrnych stworów wodnych. Połowę ułowu natychmiast oddzielono na wieczerzę, a połowę, na wyraźny rozkaz Beniowskiego, oczyszczono, osolono i ułożono w beczkach.
Podczas gdy uwaga powszechna tem była za-