Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mani chińscy wyjaśnili, że ta flota płynie z Kantonu, wioząc stamtąd dochody do Pekinu. Narachowano w niej sto dziewięćdziesiąt okrętów.
Cała załoga wyległa przyglądać się temu niezwykłemu a cudnemu widowisku, i nawet chora Nastazja uniosła się na posłaniu i długo wiodła oczami za złotem widziadłem okrętu.
Od zaduchu wszakże bagnistych brzegów, od zapachu gnijącej morszczyzny znaczna część ekwipażu zapadła na gwałtowną gorączkę.
Leczył ją Meder za poradą Chińczyków odwarem pomarańczy z cukrem i imbirem. Sam Beniowski też zległ, musiał wszakże rychło podnieść się, choć niezupełnie zdrów, i pośpieszyć na pomost, gdzie Stiepanow wszczął zwadę z jego zastępcą, Chruszczowem.
Zobaczywszy Beniowskiego, jął go Stiepanow w oczy lżyć, jak za dawnych czasów. Był jak w obłędzie od wódki i wściekłości; to chciał sam skakać do morza, to nakazywał swoim stronnikom rzucić tam Beniowskiego. Szczęściem nadbiegli Sybajew i Urbański ze swymi ludźmi, pochwytali wichrzycieli a Stiepanowa związali.
Znów na noc trzeba się było zatrzymać u wysp, zwanych „Złodziejskiemi“, gdyż Chińczycy nie chcieli nocą płynąć do Makao, które zapowiadali, że jest niedaleko.
Wstał wreszcie tak długo oczekiwany dzień. Różową zorzą zapłonił się lazur nieba i lazur wód. Niezmierzona roztocz morza ledwie koły-