Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w łuki, spisy i maczugi, jak właśni ich sprzymierzeńcy.
Ale dopiero nazajutrz około drugiej po południu zaczął się zbliżać w szyku bojowym cały korpus Hapuasingi. Składał on się przeważnie z piechoty, zbrojnej w łuki i siekiery. Szedł przed nią mały oddziałek jazdy, który starł się ze strażami, ale, powitany wystrzałami z muszkietów, umknął wbok, dając miejsce pędzącej w tropy za niemi całą masą piechocie.
Przywitani zbliska salwą, krajowcy zmieszali się na krótko, lecz natychmiast sprawiwszy znowu szyki, natarli na obóz z wielkiem męstwem, puszczając chmury strzał.
Rażeni jednak nieustannym ogniem, oślepieni blaskiem i dymem, ogłuszeni niemilknącym prawie hukiem muszkietów, zachwiali się, nie dopadłszy okopów. Wtedy kazał Beniowski wsiąść swym strzelcom na koń i ścigał nieprzyjaciela do późnej nocy, wspomagany usilnie przez jeźdźców krajowych.
W ten sposób daleko odbiegli od głównych sił i Beniowski już myślał o cofaniu się, zagrożony możliwością osaczenia, gdy nadciągnął wreszcie Huapo z wojskiem. Złożono natychmiast radę wojenną, na której zdecydowano się pod wpływem Beniowskiego napaść zkolei co rychlej samym na nieprzyjaciela.
Beniowski z częścią strzelców objął przywództwo nad środkiem wojska wyciągniętego w linję, a po obu skrzydłach postawił jazdę ze