Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cichą rozmowę, która już widocznie zaniepokoiła króla.
— Ktokolwiek jesteś, cudzoziemcze, i skądkolwiek przybywasz, dzięki niech będą Najwyższemu Bogu, iż sprowadził cię w nasze strony... Już pobiłeś i napełniłeś przerażeniem dokuczliwych sąsiadów naszych, trudniących się mordem, rozbojem i łupiestwem... Czy nie jesteś czasem tym obiecanym przez proroków naszych rycerzem, który na czele walecznych towarzyszy całą wyspę wyswobodzić ma od nieznośnej tyranji Chińczyków, ukrócić swawolę ich poborców i gubernatorów, zniszczyć waśń, jaką ci niecą wśród plemion krajowych, aby nad niemi podzielonemi łatwiej panować!?... Jeżeli tak, jeżeli w tym celu przybyłeś, wtedy ja, wojsko me i cały mój naród pierwsi uznamy twą władzę i złożymy ci przysięgę na wierność i posłuszeństwo!...
Ze zdumieniem słuchał tej przemowy Beniowski i nie wiedział na razie, co na nią odpowiedzieć, tak daleko odbiegała ona od tego, na co się w przemówieniu przygotował, gdy Hiszpan, widząc jego zmieszanie, powiedział mu głosem zwykłym, jakgdyby dalej ciągnął tłumaczenie:
Nie trwóż się, panie, i nie gniewaj, gdyż to ja, dla zapewnienia ci lepszego przyjęcia, powiadomiłem Huapę, iż jesteś potężnym europejskim monarchą, w tym właśnie celu przybyłym na Formozę... Ofiarowaną ci koronę uważaj za