Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tu Beniowski kiwnął na Kuzniecowa i ten podał na jedwabnej poduszce jenerałowi piękną, wysadzaną drogiemi kamieniami szablę.
Ucieszył i zmieszał się Bamini, ręce jednak do góry uniósł, nie chcąc nawet dotykać się podarunku.
— Nie wolno nam brać żadnych darów od nikogo bez dozwolenia naszego pana miłościwego!... Odłóż więc swą grzeczność do rozmowy z nim... — prosił uprzejmie.
Podano herbatę, fajki oraz betel, który Beniowski, przezwyciężając głęboką odrazę, żuć musiał.
Nazajutrz reszta załogi przeniosła się do obozu, który otoczono wałem i uzbrojono dwoma działami na każdym rogu. Na okręcie zostało jedynie ośmiu ludzi na straży. W obliczu wojsk krajowych, wprawdzie nagich, uzbrojonych w dzidy i łuki, lecz licznych i dość sprawnych, trzeba było zachować wielką ostrożność i surowy porządek. Zezwolił wszakże Beniowski ludziom swym na handel zamienny z krajowcami oraz dopuścił do obozu krajowe dziewczęta i podwiki lekkich obyczajów.
Nazajutrz znowu zaproszono Beniowskiego na obiad do formoskiego jenerała; poczem na prośbę tego ostatniego ludzie Beniowskiego strzelali do celu z dział oraz muszkietów. Armaty rychtował sam Beniowski i rozbił pociskami na pięćset kroków starą łódź krajową, co wywołało powszechny zachwyt i zdziwienie. Przebite