Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i Beniowski pośpieszył ku nim, rozkazawszy mieć pilne oko na Hiszpana, by nie dać mu opuścić okrętu.
Cichym głosem opowiadał Panow przebieg przygody i wkońcu zwrócił się do Stiepanowa, prosząc go, aby swój gniew i zawziętość przeciw Beniowskiemu ukoił, owszem pomógł mu doprowadzić okręt do celu, do portów europejskich, gdzie czeka wszystkich wyzwolenie...
— Stamtąd dasz znać memu bratu o zgonie moim!... Powiesz, iż zginąłem jak żołnierz na stanowisku...
Wtem uczynił się ruch i rozstąpili się żeglarze, dając miejsce Beniowskiemu; Panow, widząc go, porwał się z posłania resztką sił, rękę do niego wyciągnął i zagadał półprzytomnie, rwącym się głosem:
— Żegnaj, przyjacielu!... Umieram!... I co gorzej sam sprawcą swego zgonu oraz śmierci innych jestem... Nieopatrznie... pozwoliłem... wbrew... twemu.... Lecz przebacz mi... przebaczcie!... Życzę wam, abyście... dokonali... A tobie, przyjacielu, życzę, abyś zawsze miał takie sługi wierne i przyjaciół, jakim ja dla ciebie byłem... Bo to wszystko... tam... głupstwo... Lubiłem cię... wniosłeś w życie moje mroczne jakąś światłość... Wierzę, że spełnisz swoje wielkie zamiary... i wtedy dopiero ludzie... na tobie poznają się... kochany. Słuchajcie go, bo jest z was najmędrszy i najlepszy... Daj Boże, aby ta ziemia, która