Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

umową. Narzeczoną on owszem wybierze, ale zaślubi ją dopiero po powrocie z Europy, kiedy i inne punkty umowy zostaną z obu stron spełnione.
Wywołało to okrzyki i protesty wśród części krajowców, a najbardziej zdawał się być niezadowolony i urażony sam Mikołaj, który nawet z początku nie chciał tłumaczyć odnośnego ustępu mowy.
— Wszak to było już umówione!... — dowodził Beniowski.
— Tak, ale musisz z nią noc przespać!... — nastawał Tonkińczyk.
— Owszem, spędzę z nią noc, ale w towarzystwie naszych niewiast!... Tego znowu wymaga nasz obyczaj!... — zgadzał się Beniowski.
Śmieli się bardzo krajowcy z tego obyczaju, ale zaraz kilku z przedniejszych obywateli podniosło się od stołu i poszło do domów zrobić odpowiednie przygotowania.
Znowu rozpoczęły się igraszki i tańce na murawie w kole starców i gości, którzy rozsiedli się wygodnie na matach. Aż nadeszło siedem kobiet okrytych zasłoną, wiodąc za rękę siedem dziewcząt, przybranych biało i opasanych błękitnemi szarfami. Kwiaty zdobiły rozpuszczone włosy dziewic. Jak tylko matki z córkami weszły do koła, wprowadził tam Mikołaj Beniowskiego i, posadziwszy go naprzeciw oblubienic, prosił, aby się ich ślicznościom dobrze przypatrzył i wedle życzenia wybór uczynił.