Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zmierzch blady płynął z zewnątrz przez otwarte drzwi i małe okienka do środka już mocno zamroczonej kajuty. Wraz z tem światłem bladem i szmerem fal, cicho pluszczących o boki okrętu, dobiegł Bieniowskiego monotonny, dobrze mu znany śpiew sekciarzy Chołodiłowa:

...Z miłym drużkiem siedziałem wieczorem,
A dziś ciało me już obmywają,
Obmywają i do trumny kładą...
Duszę moją na sądy prowadzą,
Mimo raju wiodą przejasnego!
Mimo Państwa wiodą Niebiańskiego!
Płacze dusza grzeszna,
Płacze, szlocha;
„Och, gorze mnie, gorze, nieszczęśliwej!
Nie zaznałam rozkoszy niebiańskiej,
A poznałam już piekło szatańskie!
Pobywałam sobie w wolnym świecie,
Ojca — matki wtedy nie uczciłam,
Chrysta-Boga jeno rozgniewałam,
Djabła jeno cieszyłam-bawiłam!...
Och, gorze mnie, gorze, wielo-gorze!...
Zapoznałam się z piekłem bezdennem,
Gdzie rzucono duszę moją grzeszną
W żar gorący i w ciem nieobeszłą...
.............

Przez drzwi zajrzał ostrożnie Bielski.
— Chodź, chodź!... Nie śpię!... — zawołał nań Bieniowski. — Co!? Co powiesz?... Jak się ma... Nastazja?
— Lepiej. Właśnie prosiła mię, żebym zajrzał do ciebie!...