Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przed dwoma laty nie jest w stanie założyć jakiejkolwiek osady, że wprzód musi koniecznie powrócić do Europy, aby załatwić swoje i załogi interesy, pożegnać przyjaciół, zabrać familję i pozwolić to uczynić swym towarzyszom.
— Będziemy Boga błagać bez ustanku, by pomyślnością uwieńczył twą podróż i jak najprędzej nam ciebie powrócił!... — odrzekli po dłuższem milczeniu wyspiarze. — Może zostawisz nam choć część swojej załogi!?...
— Tego nie wiem!... To zależy od ogólnego postanowienia, gdyż i my mamy swoją radę!... — odrzekł Beniowski z uśmiechem.
— W takim razie pozwól im, aby zapoznali się z nami!... — prosili go dalej krajowcy.
Wymawiał się Beniowski strachem, żeby nie wynikły wskutek nieznajomości języka jakie nieporozumienia i nie zepsuły przyjacielskich z tubylcami stosunków; lecz żywe zaprzeczenia Tonkińczyka, podtrzymywane przez całą delegację, oraz chmurność twarzy własnej jego załogi, zmusiły go do ustąpienia. Wziąwszy uroczyste przyrzeczenie od wyspiarzy, że w razie najmniejszego zatargu nie będą sobie sami wymierzali sprawiedliwości, lecz rzecz poddadzą pod jego, Beniowskiego, sąd i rozwagę, z drugiej strony zapowiedziawszy załodze, że najmniejsze wykroczenie surowo będzie karane, pozwolił majtkom skorzystać z zaproszenia, pod warunkiem, iż zawsze w obozie pozostanie trzecia