Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Więc lądują tu czasami?
— O tak!... Niekiedy, ale nie mają armat i broni palnej... Gdybyście zgodzili się tu zostać...
— Dziękujemy bardzo!... Radzi bylibyśmy bardzo to uczynić, gdyż cnoty wasze i ludu waszego zdumiewają nas... ale mamy też swoje interesy... W dodatku, co powiedzą wasi starcy...
— O, wśród nich w każdym razie mamy jeszcze po swej stronie większość... Ojciec Ignacy zwolna wszystkie miejsca obsadził pobożnymi ludźmi... Już ja z nimi mówiłem i oni tu zaraz przyjdą... Następnie... Rozumiem, że z poganami... Ale... Dlaczego wzbraniasz ludziom twojej załogi obcowania z tutejszymi wyznawcami Chrystusa?...
— Wśród moich majtków jest dużo nieokrzesanych osobników. Długa ich na okręcie wstrzemięźliwość mogłaby pchnąć niektórych do nadużyć względem waszych białogłów!...
Wąskie oczki Tonkińczyka błysnęły wesoło.
— Ha, ha... Jakże się mylisz, jakże głęboko się mylisz. Tu przedtem wcale nie było małżeństwa, boska panowała obraza... Żyli gromada z gromadą, mając wspólne dzieci i wspólne żony... Z wielkim trudem udało nam się wyrobić to, że niewiasty po błogosławieństwie kościoła przestają grzeszyć z innymi... Wielką uzyskaliśmy zato u wielu mężów wdzięczność... Ale