Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

były niedomknięte, mógł więc niepostrzeżony zlustrować cichą kajutę. Młoda dziewczyna stała na małym stołeczku pod ścianą i, przytrzymując białą ręką wieko okienniczki, patrzała na zielony brzeg, widniejący za błękitną wodą w okrągłym otworze luminatora.
Oddalił się Beniowski cicho, jak był przyszedł, i usłyszał za sobą głuchy kaszel, który bolesnem echem odbił się w jego sercu.
Po południu, gdy znowu w swej kajucie mapy studjował, dano mu znać, że kilkanaście łodzi, strojnych w chorągiewki, zbliża się ku „Ś-mu Piotrowi i Pawłowi“. Wybiegł natychmiast, aby przygotować się na ich spotkanie. Zbliżały się przy odgłosie śpiewu oraz grze instrumentów muzycznych.
W odległości pół węzła zatrzymały się, poczem już tylko trzy z nich najokazalsze przybiły do statku. Na środkowej znajdował się poważny starzec, w bogate szaty przybrany, z czarnym przejrzystym beretem na głowie. Dostawszy się na pokład „Piotra i Pawła“, ukłonił się Beniowskiemu uroczyście i oddał mu list, pisany po japońsku. Ponieważ nikt nie mógł go przeczytać, udano się znowu do pomocy Boskarowa, który, po wielu trudach, zapytaniach oraz powtórzeniach, oznajmił nareszcie, że to sam „dajmios“ Uri-khama, wicekról tego miejsca, przysyła list z prośbą, aby Beniowski do niego przybył i w zakład bezpieczeństwa przysyła mu dwu znakomitych młodzieńców. Beniowski odpowie-