Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w dobrze zaopatrzonym statku zginął. Barents, żeglarz znamienity, też zginął wraz z całą załogą... Zginęło okrętów pierwszorzędnych bezliku!...
— Bo się spóźniali!... Jeden dzień jeszcze a wypłynęliby na ciepłe morze... Pod samym biegunem wcale piękna leży ziemia, pół roku lato... Obrót ziemi kry precz stamtąd odpycha!... I ciepły prąd... I mieszkają tam prawosławni!... Nasi kozacy często na najdalszej północy słyszeli po lodach, jak tam dzwony prawosławne na Wielkanoc grają!... — znów wmieszał się Kondraszkin.
— A jak nam się przedostać nie uda, to przezimujemy u Alaksyny, albo do Kalifornji zawrócimy... — dowodził dalej Łoginow.
— I cóżto, czy wszyscy oficerowie tak mówią?... — spytał z rozdrażnieniem Beniowski.
— A wszyscy...
— Wszyscy, wszyscy: i strzelcy i marynarze!.. Bliżej „Rosiei“!... — ględził Kondraszkin.
— Ha, jak wszyscy, to trzeba będzie rozważyć!... — odrzekł, pomyślawszy, Beniowski. — Wyjazd wstrzymamy. Powiedz, Łoginow, oficerom, żeby wszyscy tu zaraz przyszli!...
— Więc będziemy pewni, że nie pojedziemy na południe?... — spytał z wahaniem Kondraszkin.
— Słyszałeś, co powiedziałem!... Marsz! Wołajcie oficerów!
Ukłonili się i wyszli, a w pół godziny potem