Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wstał Beniowski, podniósł się i Ochotyn.
— Muszę już na okręt, gdyż pilne czekają mię sprawy... Pomyśl, kapitanie, o tem, co ci poradziłem... Wierz mi, że to jedyna droga dla ciebie do zachowania wywalczonych sobie praw i zaszczytów... Zemstą nie można rządzić się w budowaniu ani swojej, ani tem bardziej narodów przyszłości. Już to, że stanie się inaczej, niż chcieli twoi wrogowie i ciemiężyciele, jest dla ich złości i pychy dostateczną karą...
Podał mu rękę; Ochotyn uścisnął ją mocno i ze szczerem wzruszeniem w głosie powiedział:
— Wielce, wielce obowiązany jestem panu!... Istotnie może to jedyny sposób, gdyż położenie moje chwilami... bywa trudne!
Rzucił spojrzenie zukosa na swych, stojących woddali marynarzy, którzy go nie spuszczali na chwilę z oczu.
— Więc zobaczymy się jeszcze? Bardzo proszę do mnie na okręt!... Ale przedtem muszę być zawiadomiony, aby przygotować się godnie!...
— To się rozumie, choć wolałbym pana przyjąć u siebie, abyś pan moich ludzi zobaczył i dał im i mnie odpowiednie rady!
Raz jeszcze uścisnęli się za ręce i rozeszli do swoich ludzi.
Ochotyn udał się niezwłocznie w głąb lądu, a Beniowski odpłynął na statek.
Zaledwie stanął na pokładzie i przyjął raport od Panowa, gdy zbliżył się Chruszczów ze spra-