Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dowało się w tym tam liście... Tak samo sądzą pewnie inni, co?
— Dlaczego? Owszem!... Wcale tego nie myślę! Jest wprawdzie dużo wątpliwości, ale w samej istocie, dlaczegoby nie miało być prawdy? Przedewszystkiem nikt nie wie na pewno, czy wszystkie te przypisywane Ochotynowi napady, rozboje on sam w istocie dokonał... Nikt go nawet na oczy nie widział... Być może, iż byli to inni łotrzykowie, którzy skorzystali z jego nieszczęścia, aby, pokrywszy się jego imieniem, uniknąć odwetu i prześladowań rządu... Również nie wiem, dlaczego wydaje ci się niewiarogodnem, iż Ochotyn, po bezskutecznych próbach naprawy okrętu, przerobił go na łodzie, aby udać się z tej wyspy bezludnej, gdzie im groził głód, do miejsc zamieszkanych... Cóż w tem dziwnego?... Nawet jeżeli okrętem początkowo przemocą zawładnął, mógł się następnie rozmyślić i wejść na drogę poprawy i pokuty, zapragnął wrócić do ojczyzny i społeczności...
Beniowski poruszył się niecierpliwie.
— A cóż znaczy ta chata mieszkalna z rozwieszonemi do naprawy sieciami?... Kadzie z suszonemi rybami i beczki z tranem?... Wreszcie pies żywy i zdrowy, pies, przebywający spokojnie w miejscu opuszczonem od trzech miesięcy przez ludzi, w samym środku surowej tutaj zimy... Dawnoby zdechł! Przecież śniegiby tu wszystko zawiały po szczyt dachu i zepsuły na