Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wszyscy winniśmy wolność... Bo ja wszystko widzę, co się tu dzieje, wszystko! Zaraz idę!... Lepiej nawet: zwrócę się wprost do załogi, do pospólstwa, niech osądzą, niech dowiedzą się, że obok nich, śpiących teraz w spokoju, cierpi święta, uwięziona niewinność!...
Zrobił ruch ku drzwiom.
— Wstrzymaj się!... Wstrzymaj, szaleńcze!... — zawołał przerażony Bielski. — I wcale tak nie jest, jak waszmość mówisz!... Ona z własnej woli nie chce wychodzić. Przez pamięć strasznego swego nieszczęścia nie znosi widoku ludzi. Ino się modli po całych dniach...
— Ale Beniowskiego widuje!... Wiem to dobrze!... Skrycie mu chodzić tu do niej pod bokiem łacno!...
— Otóż nie!... Widzisz, jakiś ty zły podejrzliwiec!... Nie widzieli się ni razu cały czas podróży... Czystą jest ta panna, jak gwiazda, i ponad wszelkie ludzkie stoi pozory... Święta jest, jak sam mówisz, dobroci niewysłowionej... Nikogo nie nienawidzi, nikogo nie przeklina za swoje nieszczęścia, owszem za wszystkich wznosi zarówno do Boga modły... Poznałem ją dobrze ostatniemi czasy... I taka z niej bije światłość nieziemska i nieziemska uroda, że bez łez patrzeć na nią i słuchać jej niepodobna... Bo ino ze mną starym gada od czasu do czasu... Nikogo więcej widzieć nie chce, tylko mnie i swoją kamczadalkę.
Słuchał pobladły Stiepanow opowiadania star-