Strona:Wacław Sieroszewski - Na daleki wschód - kartki z podróży.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wa konia znika gdzieś w ogólnym zarysie odległego jeźdźca. Jeżdżą zwykle kłusa, i konie ich, nawet po bezdrożu, w zimie po śniegu, mogą przebyć bez wytchnienia wiorst trzydzieści i więcej.
Mongołowie i koczownicy mandżurscy sympatyczne sprawiają wrażenie: śmiali, prości, weseli, usłużni bez lokajstwa, szczerzy bez przesady, mogą się w obcowaniu podobać mimo brudu i nizkiego poziomu potrzeb. Kobiety ich nie robią wrażenia niewolnic, nie pierzchają przed przyjezdnym mężczyzną, nie kryją się, zasiadają w namiotach w kole mężczyzn i śmiało biorą udział w rozmowie. Pyszne są dzieci, pucołowate, tłuste okazy rodzicielskiej miłości, rezolutnie mieszające się do wszelkich spraw domowych i publicznych i zawczasu gromadzące skarby swej oddzielnej własności. Mają one, nie odrósłszy jeszcze od ziemi, krowy, konie i owce, które rodzice uważają za ich własność, co zresztą nie przeszkadza głowie rodziny sprzedać lub zarznąć bydlęcia w razie potrzeby.
Jeden z takich małych posiadaczów z dumą pokazywał mi swój worek; były tam lalki, kostki, kamyki, kawałki szkła, elementarz mandżurski i kilka błyszczących drobnostek. Prosiłem go, aby mi ustąpił kilka laleczek i dawałem w zamian kilka drobiazgów, ale nie zgodził się, pomimo na-