Strona:Wacław Sieroszewski - Na daleki wschód - kartki z podróży.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cie ryb, wężów, smoków, popstrzonych dziwacznymi znakami, przelewała się nad miastem opustoszałem na chwilę...
Z obu stron miasta dwie błękitne, gładko wcięte zatoki z łagodnym szumem wyrzucały białe, wężowe sznury pian...
W środku lata widziałem znowu otwarcie doków hakodackich i zdumiony byłem dekoracyjnemi zdolnościami Japończyków. Z kilku brudnych, szarych żagli, z czerwonych tułowi odnawianych statków, z jodłowych gałęzi, z całego obłoku powiewnych krawków jedwabnych, baniastych, kolorowych latarni, migotliwych strzępów złotego i srebrnego papieru, stworzyli oni tak malowniczy obraz, że pewny jestem, iż na jego widok Pankiewicz mrugnąłby z zadowoleniem okiem, a Jacek Malczewski usiadłby i złożył ręce.
Ba! Mieli za tło południowem słońcem nasycone, przeczyste powietrze lazurowe i morze!
Teraz była jesień, dzień chmurniejszy, barwy bledsze; miasto, nieubrane jakoby, żegnało się ze mną w rzewnem zamyśleniu...
„Co przyniesie mi twój pobyt, cudzoziemcze?! Czy aby mię nie skrzywdzisz?"
Zawracamy gwałtownie. Dwa łuki spienionych fal biegną za naszym parowcem, krzyżują się i, bielejąc w zapasach, wspinają do góry. Porwane