Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Sieroszewski - Na daleki wschód - kartki z podróży.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z mroku wspaniałe, złocone smoki Nurchaciego, odtworzyłem sobie w myśli czasy, gdy tu roiło się od dygnitarzy w jedwabiach i złotogłowiu, gdy nici polityczne połowy Azyi tu się zbiegały, gdy chińscy posłowie Hań-ciuń prosili o pomoc, nie mogąc sami dać sobie rady w domowych rozterkach, gdy bitne wojsko mandżurskie obradowało na placu „Ośmiu Znamion“ przed okrągłym pałacem. W bibliotece, skąd śliczny otwiera się widok na zamglone miasto, władca naradzał się z mędrcami, pytał o wskazówki, kazał szukać w księgach i mapach. W pałacu „Feniksa“ i w niewielkim głęboko schowanym ogrodzie, pełnym obecnie zeschłych liści i rumowisk, pod cieniem olbrzymich ilm, po ścieżkach ustrojonych kwiatami, błądziły księżniczki, cały harem bladych i wiotkich piękności... Nie przypuszczały pewnie, że z czasem będzie tu chodził barbarzyńca i myślał o nich, a wokoło będzie ruina, pustka, śmierć... i że śmierć zajrzy w samo serce dynastyi.
— Nic chcemy jej — mówił mi z gniewem ukształcony, rozumny Chińczyk: — ona gubi nas, sprzeciwia się wszelkim zmianom. Ale cóż? Europejczycy ją podtrzymują. Oni chcą nas w ten sposób zgnębić...
— Wszystko mamy, wszystko! Nie mamy je-