Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wicz jest porządnym człowiekiem, dobrym towarzyszem i nie mam powodów go obrażać... W dodatku rewolwer potrzebny mi jest...
Znów zatrzymali się.
Niedaleko z poza drzew wyglądała kopuła cerkwi uprawskiej. Stefan spojrzał w tę stronę, poczem zwrócił na Zofię żałosne oczy. Ta rozśmiała się i podając mu świeże usta do pocałunku szepnęła z tkliwą prośbą:
— Bądź rozsądny i wspaniałomyślny. Pozwól mi jaknajdłużej pozostać... twoją... kochanką... tylko kochanką!... Bezwątpienia, że masz racyę! Wszystko, coś powiedział prawda i pewnie, że się koniec końców tak stanie... Ale teraz pozwól mi kochać cię bez żadnych ekonomicznych i socyologicznych dodatków! Będziesz pamiętał?... Do widzenia, do rychłego widzenia, ukochany!
Uścisnęła go, on się rozchmurzył, objął ją, ucałował a potem długo czekał na miejscu, czy nie obejrzy się z drogi. Istotnie obejrzała się przed wejściem do gaju i posłała mu zdala ręką pocałunek. Smukła, ciemna jej postać mignęła kilkakroć wśród białych pni brzozowych na tle zachodzącego słońca i znikła w zaroślach. Stefan odwrócił się i spojrzał na okolicę krwawą od poświaty zachodu. Rzędy leśnych ostępów piętrzyły się jedne nad drugimi niby olbrzymie malachitowe tarasy wio-