— Ależ nie, przyjezdni mówili, i coś w tym sensie przemknęło w gazetach...
— A szczegóły, szczegóły?...
— Nie wiemy... Jutro odnajdziemy wam te gazety.
— Dlaczegóż was to tak boli? — zaczęła poważnie łysina. — Różniczkowanie jest rezultatem wszelkiego wzrostu. Rewolucya, szczególniej prolełaryacka, zaostrzająca klasowe sprzeciwieństwa...
Wiktor dotknął dłonią czoła i na króciuchną chwilkę zakrył nią oczy.
— Dajcie mu pokój, on zmęczony... — zauważyła łagodnie niewiasta. — Kto go weźmie na noc do siebie?
— Ja!... — zawołał wesoło młody, kędzierzawy blondyn. — Chodźcie, zaraz idziemy, bo potem trudno się do mnie dostać, psa spuszczają z łańcucha... trzeba stróża wołać. Nie trujcie się!... Nic napewno niewiadomo. A te esdeki gotowe każdemu nalać atramentu do duszy. Krwi bo sami dużo nie mają. Wiadomo... Pluńcie na nich, towarzyszu!
— Hola, hola! Bez zwrotów ludowych!
— Bywajcie zdrowi, zacni materyaliści, niech wam się sam kapitał przyśni!
— Złam nogę, idealisto...
— Albo lepiej jeszcze zgub kalosze...
— A przygotujcie jutro dla towarzysza
Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/364
Ta strona została przepisana.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/c/c2/Wac%C5%82aw_Sieroszewski_-_Ma%C5%82%C5%BCe%C5%84stwo%2C_By%C4%87_albo_nie_by%C4%87%2C_Tu%C5%82acze.djvu/page364-1024px-Wac%C5%82aw_Sieroszewski_-_Ma%C5%82%C5%BCe%C5%84stwo%2C_By%C4%87_albo_nie_by%C4%87%2C_Tu%C5%82acze.djvu.jpg)