Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śmieszka Natalka, raz poraz zakrywając rękawem rumiane usta...
— Kieszka, czort, po coś gwóźdź w ławkę wbił? Paskudniku! — krzyczała na braciszka, który nie omieszkał skorzystać z zamieszania i podstawił jej w odpowiedniej chwili szpilkę.
Szumski umyślnie zwłóczył z odpowiedzią. Postanowił atoli zostać. Wywie się o drogę, może nawet ze starym do miasteczka pojedzie, ogarnie się cokolwiek, trochę grosza zarobi...
Nieprzebyty bór opływał »zaimkę« dokoła, jak czarne morze; pienił się, chmurzył w wietrzysko — uciszał tajemniczo w dnie upalne, nieruchliwe... Do najbliższej wsi było dwadzieścia wiorst, do gminy pięćdziesiąt. Żyli tu na ustroni, jak na wyspie. Nikt tu nie zachodził, nie zalatywały wieści żadne... Był to świat w sobie zamknięty, całkowity, nakryty niebem, obwarowany ostrokołem niebotycznej puszczy. Wiktor rychło poznał wszystkie jego tajniki. Podzielał gospodarcze troski Mitryja Stepanycza co do dobroci wykonanej przez dzień roboty i szczerze się martwił, gdy mu nie dogodził. Słuchał cierpliwie zwierzeń gospodyni Maryi Wasilewny, współczuł jej »biedzie« żeńskiej; oburzał się z nią razem na liszki, co się rzuciły na