Wtedy tracił równowagę i, aby się uspokoić, uciekał daleko od lichej wiosczyny, gdzie mieszkał, od nieszczęśliwych, z którymi był skuty...
Dopiero, gdy szarożółte plamki wioskowych chałup roztapiały się w sinem przestworzu, gdy cichły do niewyraźnego szmeru szczekania psów, pianie kogutów, skrzyp sani, stuk drzwi i głosy ludzkiego gadania, gdy wszelkie ślady ruchu i życia do cna wsiąkały w bezmiar i majestatyczną martwotę śniegów, — siadał na brzeżku skalistego urwiska i, ująwszy w dłoń podbródek, jak żywa statua florenckiego Medyceusza, topił czarne oczy w białą bezdeń.
Parów zaśnieżonej rzeki uciekał, niknąc w bledniejących przegubach złotośniadych cieni. Cichość grobowca, białość ciała, nieskalanego żadnem dotknięciem... Na nim legł, przywarł doń w dławiącym bezruchu błękitny wiszar wietrznego oceanu. A ponad tym mroźnym zlewem powietrza i zastygłej ziemi słońce rozpościerało swój cudny wachlarz złotych, przetykanych tęczą promieni. Pod ich dotknięciem lody płonęły iskrami płomienistych ogni, z cichem westchnieniem osiadały, perląc się na śreń, śniegi; szron zwijał twarde koronki i puchy... Nad pustynią przelatywały ledwie uchwytne tchnienia, ciche dreszcze
Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/294
Ta strona została przepisana.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/c/c2/Wac%C5%82aw_Sieroszewski_-_Ma%C5%82%C5%BCe%C5%84stwo%2C_By%C4%87_albo_nie_by%C4%87%2C_Tu%C5%82acze.djvu/page294-1024px-Wac%C5%82aw_Sieroszewski_-_Ma%C5%82%C5%BCe%C5%84stwo%2C_By%C4%87_albo_nie_by%C4%87%2C_Tu%C5%82acze.djvu.jpg)