Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nagle w nocy z głębokiego snu zbudziło młodzieńca dziwne przejmujące wrażenie... Posłyszał w rurze szmery nieokreślone, głuche, niby ktoś szeptał nad nią pochylony w rogu... Jednocześnie cichutko, ale z niezwykłą wprawą i precyzyą zabrzmiało stukanie — chyże jak szczebiotanie ptaka, łagodne jak uderzanie w okno gałązki bzu w dreszczach ciepłego wiosennego podmuchu... Była w nim miara, dykcya i melodya wietrznej, swawolnej piosenki:

Dzień dobry, dziś święty Walenty,
Dopiero co świtać poczyna:
Młodzieniec snem leży ujęty,
A hoża doń puka dziewczyna.
Podskoczył kochanek, wdział szaty,
Drzwi rozwarł przed swoją jedyną,
I weszła dziewczyna do chaty,
Lecz z chaty nie wyszła dziewczyną...
—————————
Bezbożność to wielka, Bóg widzi,
Jak wielka w mężczyznach bezbożność,
Cny młodzian się tego nie wstydzi,
Gdy tylko nastręczy się możność...
Wszak nimeś cel życzeń otrzymał,
Przysiągłeś się ze mną ożenić!
I byłbym był słowa dotrzymał,
Lecz trzeba ci było się cenić...
—————————