Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wlekły szum, jakby ktoś powiódł po niej przyciśniętą dłonią.
— Tak zawsze... Nie tylko nie odpowiada, ale jeszcze przeszkadza!... — stukał dalej Pankracy...
Zaremba poczuł za drzwiami »Bazyliszka«, ale zdążył mimoto odstukać:
— Daj mu pokój!... My też mu pewnie dokuczamy...
Wieczorem Wiktor wystukał współwięźniom:
— Jestem bardzo słaby... Doktor kazał otworzyć mi łóżko i zapisał mleko... Co za rozkosz!... Wyleguję się jak sułtan!
— Trzeba żądać, żeby Herod pozwolił po kolei jednemu z nas czuwać u Wiktora...
— Będzie pytać, skąd wiemy o krwotoku...
— A niech pyta... Dobrze on wie, że porozumiewamy się...
Do późnej nocy trzeszczał więzienny telegraf. »Bazyliszek« nie bardzo im tym razem dokuczał... Zato sąsiad Zaremby wprost cuda wyprawiał, hukał po rurze, bębnił, szurgał... Zdawało się, że wściekł się na dobre... Wreszcie o żelazo zakłapały jak gdyby rozjuszone zęby...
— Powiedz co ci jest?... Wystukaj choć słowo! — prosił go Zaremba.