Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/354

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co Małych?.... On nietutejszy, on posieleńczyk... on zamorski, przyszedł nie z własnej woli, z za Bajkału przysłano go... Ale tetujsi ludzie tego nie robią! My lubimy ludzi rosyjskich... tułaczy... A wy skąd będziecie, można teraz spytać?
— Polak jestem...
— Polak?!...
Grube jej ręce opadły, jak kłody.
— Czuło serce moje, czuło!... To wy z panów?...
— Cóż wy myślicie, gosposiu, że u nas niema ani włościan, ani prostego ludu?
— Nie widziałam, takich nie widziałam... Sama ślachta!... Buntownicy, powiadają... Podpalacze... Ludzie bez cesarza, co na wszystko się porwą... na wszystko zdolne!...
Długo jej opowiadał o Polsce, o wiekowem wygnaniu Polaków na Syberyę, o usługach, jakie okazali tej ziemi.
Dziwił się, dlaczego słucha go tak nieuważnie, dlaczego zamyśla się co chwila i dlaczego na odchodnem nie żądała już, aby położył się spać w sieni. Drzwi mocno zwewnątrz przywarła i córce kazała się obok siebie położyć... od ściany. A gdy nazajutrz wieczorem wrócił mąż, pośpieszyła mu opowiedzieć nowinę.
— Więc cóż? — zdziwił się ten. — Teraz