Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Sieroszewski - Korea.djvu/461

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Są tacy, którzy cały czas spędzają u nich, o takiego postarać się należy...
Tymczasem poszliśmy błąkać się po ulicach miasta, blado oświetlonych światłem nowego miesiąca. W ulicach tu i owdzie migały jeszcze po sklepach światełka; były to przeważnie kramy z jedzeniem oraz pewne wertepy, gdzie szynkarki „säk-cziu-ga“ handlowały sobą i obrzydliwą „suli“ (wódką). Weszliśmy do kilku z nich; wszędzie za szynkwasami stały pojedyncze młode tęgie niewiasty z wyzywającem, śmiałem spojrzeniem. Budy były zupełnie otwarte od ulicy i miały w kątach małe alkówki zawieszone matami...
— Za noc spędzoną tam i wypicie, ile się chce, wódki, płaci się cztery dolary (jeny). Säk-cziu-ga nie sprzedają się inaczej, jak na całą noc, jednemu tylko mężczyźnie i zawsze z wódką. Ale są inne pośledniejsze „oji-hanyn“, które puszczają do siebie nawet Europejczyków. Z tych najlepsze biorą dwa dolary (jeny) za noc, a najgorsze kilka phunów(1/10) grosza) — objaśniał naiwnie zacny Szin-mun-giun.
W Korei niema wcale domów publicznych, nic takiego, coby przypominało japońskie „josziwara“ lub chiński „ogrody słodkich wczasów“. Podrzędne prostytutki, „oji-hanyn“ i „säk-cziuga“, uprawiają swój zawód z osobna i z wolnej ręki. Prostytutki wyższego rzędu, jak „sam-pe“ i „ki-sań“, również mieszkają pojedynczo, lecz są niewolnicami.
— Kupione w dzieciństwie za małą sumę 10—20—40