Strona:Wacław Sieroszewski - Korea.djvu/448

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

robić wycieczki pieszo, co pozwalało zatrzymywać się przed ciekawszymi sklepami oraz zaglądać do krętych, ciasnych uliczek starych dzielnic seulskich. Na ulicach ruch bardzo ożywiony, szczególniej zrana; snują się ciżby biało odzianych Korejczyków w czarnych cylindrach włosiennych lub bambusowych kapeluszach — grzybach; jadą ciężkie wozy zaprzężone w woły; idą z dalszych okolic karawany objuczonych koni a z bliższych wielkie byki korejskie, uginające się pod stosami naładowanego na nie drzewa, chróstu lub siana. Ale ruch, gwar, wołanie, brzęk żelaza, kucie młotów pracujących w otwartych warsztatach rzemieślniczych, ogólne tętno miejskiego ruchu znacznie jest jednak mniejsze, niż w miastach chińskich, a wygląd ludności dużo uboższy, brzydszy i bardziej prostaczy, niż w japońskich. Jednostajnie biała barwa ubrań oraz brak bogatych wystaw sklepowych pozbawiają ulice korejskie wszelkiego kolorytu. Brudne, zakopcone ściany domów bez okien od strony ulicy, pokłady śmieci, leżące na ulicach, brak chodników, kałuże i potoki brudnych pomyj, płynących nieraz środkiem, nieznośny odór gnijących odpadków włoszczyzny, ludzkich nieczystości, trupów kocich, psich, ptasich... wyrzucanych z mieszkań za próg, czynią przechadzkę po podrzędniejszych ulicach Seulu wprost niemożliwą. Dodać należy nieznośny, białawy kurz, którego gęsty obłok otula miasto od najwcześniejszego ranka. O polewaniu ulic niemają tu pojęcia, a ulice są niebrukowane. Zresztą nie ma wody. Łożysko rzeki, przepływającej przez miasto, wy-