Strona:Wacław Sieroszewski - Józef Piłsudski.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nych, gdyż przemarsz najmniejszej grupki Strzelców wywoływał zapał powszechny — Królestwo milczało.
Rozegrała się wieszcza scena z „Anhellego“... kiedy to przelata rycerz na koniu wołając: „Wolność! Wolność!...“ a Anhelli, wycieńczony długą niewolą leży omdlały i bezsilny...
Emisaryusze, przybyli końmi lub piechotą z Sosnowca, z Częstochowy, z Łodzi, z Warszawy, z Lublina, przynieśli wiadomości, że owe sportowe organizacye skautów, sokołów, wycieczkowców, z których powstawania tak się cieszono w swoim czasie wśród Strzelców, uważając je za kadry przyszłego narodowego wojska, że te towarzystwa, szeroko rozrzucone po kraju, stały się właśnie drutownicą, jaką intryga antywojskowa wstrzymała żywiołowy ruch ludowy. Oglądano się na te stowarzyszenia za hasłem, a one same wyczekiwały hasła z Warszawy, w Warszawie zaś główne nici ich organizacyi były w ręku wrogów ruchu powstańczego, w ręku mniej lub więcej zakapturzonych zwolenników Dmowskiego. Nie powiedzieli jednak „nie“, bo wtedy nie usłuchano by ich może, lecz obłudnie kazali „czekać“. Chwila została stracona; iskra entuzyazmu, już zapalająca się wśród ludu wiejskiego i robotników, przygasła. Polska, zamiast żeby zepchnąć przez powstanie plac boju ze swego terytoryum na ziemie rosyjskie, skazywała się swą biernością na doskonały teren dla walk najeźdzców, na cierpienia i zniszczenie tak okropne, że najkrwawsze powstania były w porównaniu z niemi zabawką.