Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dalej niema nic: samo powietrze!
— Zuch ten Szag-dur!... — Nic się nie boi!...
— Przyzwyczaił się w północnych miastach!...
— Skąd tylko ta ich „dari-chu“[1] dostała naszą świętą książkę tybetańską!?
— Eęch!... Ona mówi nawet modlitwę „Om“!... Słyszałeś?...
— Słyszałem. Czyż tchnienie Dobrotliwego nie rozsiewa się po całym wszechświecie!?... Nic dziwnego!...
— Zawsze dziwne, że do nas trafiła... Jest to znak, dobry znak!... Widziałeś jak Szag-dur zaraz ozdrowiał?... Łaska Dobrotliwego z nami!
Szły ciche w tłumie rozmowy.
Tymczasem Szag-dur wtajemniczał żartobliwie przyjaciół w ceremonję picia herbaty:
— Pierwszą filiżankę na spodeczku musimy unieść do góry na poziom czoła, a potem postawić na miejscu z ukłonem i uśmiechem w moją stronę... Wtedy dopiero możecie pić!
— Doskonale. Już zrobione... Opowiedz jednak nareszcie, jak ocalałeś?... Jakże się to stało?... Doprawdy zaczynam wierzyć w Opatrzność i cuda!... — przerwał mu Władek.
— Niema żadnego cudu!... Nie umarłem i koniec.

— „Kto nam łzy powróci?!“ Opłakaliśmy pana tyle razy!... — roześmiała się Hanka.

  1. Boska dziewica.