Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wtem jęk cichy, żałosny, proszący doleciał go zdołu. Podniósł głowę i nasłuwał... Cisza, przepojona monotonnym szmerem rzeki, a na jej tle od czasu do czasu wybuchy dalekiej wrzawy i pojedyńcze strzały karabinowe...
— Przywidziało mi się!... — pomyślał. Przysiadł jednak i uszu pilnie nadstawił w stronę rzeki.
— Znowu ktoś płynie!...
Wyjrzał przez okienko w gałęziach. Nie, niema nic!...
Rzeka jasna od poświaty miesięcznej lała się niczem nie zmąconą strugą mimo czarnego korpusu nieruchomej łodzi z dwoma trupami...
— Pewnie Hanka płacze!... — pomyślał i pochylił się znowu nad siostrą.
Spała cicho, równo i głęboko, więc znowu się na ziemi wyciągnął i próbował usnąć, gdy jęk tym razem bardzo wyraźny ocucił go... Bezwarunkowo jęczeli ci tam na dole... Widocznie nie zabici... Może ktoś bliski, przyjaciel, znajomy... Wszystko jedno: taki sam jak on zwyciężony obrońca prawa i sprawiedliwości!...
Gorące uczucie litości zalało mu serce; już się nie wahał; zerwał się na kolana i zaczął pospiesznie spuszczać po stromej pochyłości na dół. Cień urwiska, rzucony w blasku księżyca aż do samej wody, krył go przed oczami nieprzyjaciół z tamtego brzegu; zresztą był tak podniecony, że nie dbał o nich. Oni również przestali się widocznie