Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się, zarządzał, ducha w nas krzepił... Niedługo już, niedługo... Słowo przyjdzie z Warszawy!... Pójdziem na bolszewików!... Trzy pociągi pancerne zmajstrował... Pobił bolszewików pod Litwinowem, pod stacją Turtalską, pod Tajgą... I tak pchał nas powoli pociągami, mimo zbuntowanych pułków rosyjskich, mimo ich nieprzebranych na drogach taborów... Zdawało się nam, że końca, kresu tego nie będzie... Każdy chciał swoje gniazdo jeszcze zobaczyć... pod swojem niebem umrzeć... Krzepiliśmy się... Ale sił było już mało... Od tego strasznego mrozu, co jak splunąć to śniegiem ślina spada... duchaśmy i moc wszelką tracili... W tych samych szynelach, coś w lecie chodził — bij się i śpij... i warty sprawuj... Jak z nóg zdejmujesz onuce wieczorem żeby wysuszyć maneńko, szron się z nich sypie i chrtzęszczą... Dopchaliśmy jakoś jednak do Krasnojarska... Aż tu w samem mieście wybuchła rewolucja... Opadli nas „rusy“ ze wszystkich stron, jak szarańcza... Rannych, zabitych, chorych u nas moc... Każdy czeka swojej śmiertelnej kolei... a Czechy, psiekrwie, wciąż nie puszczają... trzymają nas, grożą, z bolszewikami szachrują... Naszą krew im sprzedają!... Zaczął iść w pułkach pomruk, że ginąć musimy dla czeskiego złota... Nawet nam pociągów z rannymi i kobietami nie puszczali... Był taki ich jenerał, Syrowyj... Czysty pies! Chciwy i okrutny!... Jeszcze nam na naszą prośbę, żeby kobiety i rannych przepuścił. Wzgardliwie odpowiedział... „Nadrugał się!“...