Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w nocy w samochodzie będzie zimno... Wiatr w stepie... — gadał, uśmiechając się przypochlebnie i nie spuszczając rozgorzałych oczów z dziewczyny.
— Zaraz będę gotowa. Rzeczy mam bardzo niewiele. Lecz muszę pożegnać się z tymi ludźmi, którzy byli dla mnie bardzo dobrzy...
— Owszem, owszem. Rozumiem, że byli dobrzy... Któż może być obojętny dla takiej piękności?...
Hanka potrząsnęła głową, jakby odpędzając przykrego owada, i zbliżyła się do Geril-tu Chanum, widocznie rozgniewanej i rozżalonej na nią. Dziewczyna opuściła się obok księżnej na ziemię i, głaszcząc pieszczotliwie jej rękę, przekładała pocichu przy pomocy Tu-sziur swoje powody:
— Kazał żołnierzom szukać... Znalazłby, a wtedy byłoby gorzej...
— Co za zbój!... — oburzyła się księżna. — Ale jego rozkaz dla mnie nie rozkaz i on dla mnie nie pan!... Mąż zabronił wydawać ciebie komukolwiek bez wyraźnego rozkazu samego Bogdo-Gegena!... A on takiego rozkazu nie ma!...
— On ma broń!... — uśmiechnęła się smutno Hania. — Ja również... boję się go... jemu z oczu źle patrzy, ale nie chcę rozlewu krwi z mego powodu... Pojadę!... Tam, w Urdze, obroni mię brat i... Szag-dur!...