Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




Ryk syreny samochodu barona wywołał niesłychane zamieszanie w „stawce“ Dordżi Nojona. Krowy, cielęta, jałówki, nawet dzikie buhaje stepowe pędem rzuciły się do ucieczki przed niewidzianym nigdy potworem: końskie tabuny z tętentem rozpierzchły się na wszystkie strony, nawet owce wyłamały się z pod straży owczarek i runiastą falą rwały wprost przed siebie.
Czabanowie, koniuchy, krowiarze z przejmującem „gikaniem“ pędzili za stadami, próbując opanować je i zawrócić w step, gdyż jurtom, namiotom i wozom stawki groziło, w razie przejścia przez nie fali bydlęcej, zniszczenie i stratowanie.
Ale ludzie byli niemniej przerażeni niż bydlęta, widokiem wozu niesionego siłą djabelską. Gdyby nie Szag-dur, Hanna, Władek i lotnik, którzy wybiegli natychmiast przed jurtę i uspokoili mieszkańców, ci drapnęliby w dal z równą ochotą, jak ich stada. Nawet dumna Geril-tu Chanum nie mogła wstrzymać drżenia pobla-