Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pałające w głębokich dołach oczy fanatyka, ciemne, ostre rysy, okolone czarną bródką, białe zęby, błyskające teraz drapieżnie wśród rozwartych w gwałtownym oddechu ustach.
— Ty jesteś „tan-gu“, lama z Lum-po!
— Tak. Więc chodź, skoro mię znasz!... Na co czekasz?
— Sama nie pójdę. Dlaczego nie chcesz się zgodzić, żeby towarzyszyła mi To-noj?
— Nie mam rozkazu!
— A gdzie chcesz mię zaprowadzić? Czy do klasztoru?...
— Nie. W klasztorze zabiliby mię, żem się odważył cię uwolnić, a ciebie przywaliliby jeszcze cięższemi głazami. Porzuć nędznych i gnuśnych Mongołów, mieszkańców płaskich piachów... Pójdziemy do mojej krainy, do wspaniałej „Tan-gu“, gdzie w zielonych dolinach przebywa tysiące błogosławionych duchów, a na niebosiężnych szczytach panuje płomienny Dgijani i mądry Mandżussi, gdzie na grzbiecie ziemi stoi lodowy Twój tron, o Tara Błogosławiona!... Pójdziemy zresztą, gdzie sama zechcesz, gdyż poto wyzwoliłem Twą siłę, aby, służąc Ci, zawładnąć światem, jak napisano w księgach...
— Sam Jama, król ciemności... Jama!... — zaszeptała z przerażeniem To-noj, znowu próbując się wyrwać.
— Rzuć tę palicę, którą trzymasz w ręku i odsuń się, a wyjdę!... — rozkazała Hanka.