Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Baron milczał chwilkę, zachmurzony. Mongoł, który coś nie coś rozumiał po rosyjsku, wstawił prosząco:
— Jutro, wtedy i jabym zdążył!...
— Książę pojedzie z nami automobilem!?... A to co nowego?... Nie boi się? W takim razie zgoda! Niech będzie jutro!... Wszak już dobiega południe... Nie bylibyśmy na miejscu wcześniej jak w nocy... — dodał po rosyjsku baron.
— I nawet dość późno w nocy! Nicbyśmy nie mogli obejrzeć... Lepiej jutro raniutko! — podchwycił skwapliwie Wołkow.
— Gdzież ci bolszewicy? — przerwał niecierpliwie baron.
— Są przed bramą na ulicy. Każę ich przyprowadzić! — odpowiedział Wołkow, kierując się ku drzwiom.
Niemiec i Mongoł zostali sami w jurcie. Baron przysunął się nagle do Dordżi Nojona i przesiadł na sąsiednią obok niego poduszkę.
— A co będzie, książę, — zagadał, opierając poufale rękę na ramieniu Mongoła — co będzie, jeżeli Oloty skorzystają z okazji z powodu tej Białej Darichu, podburzą Diurbiutów i razem z nimi rzucą się na was?!... Dawno mają na to ochotę!...
— O tak!... Oloty zawsze żyli zdradą... Jak daleko myśl ludzka sięga w przeszłość, skłaniali się ku Chińczykom. Są wrogami Mongolji