Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cej niż człowiek i cierpienia twe, wyrzeczenia się twoje odkupią setki i tysiące tysięcy wcieleń...
Hanka z dreszczem zgrozy słuchała tych opowieści. W ciemne noce, gdy leżała bez ruchu obok śpiącej Mongołki, słuch jej, napięty jak struna, łowił już nietylko dźwięki, dochodzące z zewnątrz: wycie wichru, szum śnieżnej zamieci, siekącej wiszary, grzmot kamiennych obwałów, — lecz w chwilach ciszy wdrążał się w samą opokę, silił się uchwycić szmer jej kamiennego życia, ruchu niedosłyszalnego drobinek, a co najważniejsza, rozpoznać poprzez te tajemnicze głosy skał ciche jęki i westchnienia wszczepionych w nie ludzi.
Raz o świtaniu uderzył ją i zwabił do okienka niesłyszany dotychczas hałas. Przyłożyła oko do szczeliny i spostrzegła, że pochodzi on od stuku kopyt licznego oddziału jeźdźców, kierujących się stromą drożyną ku ich klasztorowi. Serce jej drgnęło; już chciała krzyczeć, wołać — poznała wojskowych w rosyjskich mundurach, gdy nagle jadący na przedzie obrócił się twarzą ku niej i wołanie zamarło jej na ustach... Poznała go, poznałaby go wśród tysięcy, choć widziała go tak krótko, gdyż... był to Wołkow. Radość i lęk przejęły ją jednocześnie.
— To po mnie... To po mnie!... — powtarzała w uniesieniu, pilnie szukając wśród brodatych twarzy kozaków znajomych rysów. Zdawało się jej przez krótką chwilkę, że mignęła postać