Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Cofnęła się mimowoli, a oni odeszli.
— A co, nie mówiłam! Ich nie przebłagasz, bo oni również posłuszni są rozkazom losu, zapisanym w wielkich, starych księgach... Om! Czerwona Darichu musi zostać żoną Wielkiego Kapłana, gdyż „czerwoni“ uznają kobiety, zaco ich nienawidzą „żółci“! Om! Khrekara ganaya hrihri swaha!... — modliła się pokornie To-noj, przykląkłszy na swojem posłaniu.
Hania przestała stukać ze względu na trwogę i błagania To-noj, ale w dalszym ciągu cały czas spędzała przy okienku, gdzie i powietrze było świeższe i widziała bądź co bądź czasami coś nie coś.
— Idą mnisi do naszego klasztoru, niosą jakieś paki... Jeździec przemknął ku dolinie... Jakiś duży ptak, orzeł czy sęp, polatuje nad urwiskiem, coś dziobie i szarpie!... Chodź, zobacz!... Powiedz, co to znaczy!... — wołała co chwila na towarzyszkę.
— Om!... Khrekara ganaya... — powtarzała ta bezmyślnie, nie ruszając się z miejsca.
O ile nie modliła się, to spała zwinięta w kółko pod grubym kocem, na posłaniu ze zbutwiałych liści. Hania czuła się zupełnie osamotniona w swem pragnieniu wydostania się stąd za wszelką cenę...
— Pewnie mię szukają, ale jak im dać znać, że tu jestem... — będę krzyczała, będę stukała, jak tylko ich zobaczę!... — rozmyślała, nie odrywając oczu od świetlistych szczelin. Źrenice jej,