Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bie murów klasztornych, ale wciąż czuła i spostrzegała, że śledzą ją gdzieś z ukrycia bystre oczy. Niekiedy dostrzegała nagle postacie mniszek, ukryte za filarem, albo w krzewach przydrożnych... Najczęściej jednak była to „siostrzyczka“ nieśmiało, ale jawnie, idąca za nią zdaleka i niknąca, skoro tylko Hania próbowała się do niej zbliżyć. To-noj znikła od pamiętnej rozmowy, którą czy ktoś podsłuchał, czy sama „grzesznica“ w chwili skruchy wyznała przed przeoryszą. Hania nie mogła się nawet domyślić, czy wiedzą, gdyż nic nie zmieniło się w obejściu z nią samą. O To-noj nie pytała się, aby nie pogorszyć jej położenia, choć serce ją mocno z powodu dziewczyny bolało. Co z nią zrobili ci straszni ludzie? Służebne, które przychodziły teraz sprzątać jej pokój oraz przynosiły posiłek, nie mówiły nigdy ani słowa, może należały do innego plemienia i nie rozumiały narzecza „Chał-cha“, którego nauczyła się Hanka od Tu-sziur...
Obcowała z nią bliżej jedynie przeorysza, surowa, wyniosła kobieta, przed którą drżały wszystkie mniszki w klasztorze.
Przeorysza próbowała początkowo skłonić Hankę, aby ta poddała się w zupełności klasztornemu rygorowi, wstawała na dźwięk trąby o wschodzie słońca, brała udział w pięciokrotnych modlitwach dziennych przed złoconym na ołtarzu posągiem Boga Wojny, porywającego Boginię Miłosierdzia — patronem tego klasztoru.