Strona:Wacław Sieroszewski - Ciupasem na Syberję.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zachorował, że jednego zaledwie tyfusowego zostawiliśmy w Kańsku, a jednego chorego na ospę w Biriusie. Całą drogę, całe 1000 kilometrów przeszliśmy piechotą, gdyż podwody dawano tylko istotnie chorym lub bardzo osłabionym. Szalone mrozy, dochodzące do 40° R., śnieżne zawieje (purgi) i zaspy utrudniały jeszcze pracę zakutym w łańcuchy nogom. Wielu poodmrażało ręce, stopy i twarze, gdyż liche aresztanckie „tułupy“, „brodnie“ (obuwie skórzane) i jeszcze lichsze rękawice niedość zabezpieczały od zimna; w dodatku bardzo trudno je było suszyć w wilgotnych, zapleśniałych od starości, etapowych barakach. Wśród konwojujących nas „poczciwców“, większość wprost znęcała się nad nami i wymagała rzeczy dotychczas niepraktykowanych, naprzykład wstawania bez czapek na baczność, kiedy oni „izwolili“ wejść do izby etapowej. Aby uniknąć wynikających z tego powodu awantur, pomimo strasznego nieraz znużenia, postanowiliśmy nie kłaść się i nie siadać, zanim nie odbędzie się uroczysta wizyta. Oficer w towarzystwie feldfebla i podoficerów obchodził dookoła prycze, przy których staliśmy, patrząc na niego w milczeniu. Najgorszy był ten kapitan, który w wietrzny i niesłychanie mroźny dzień doprowadził nas z Ust‘ Solija do Irkucka. Zwykle w takie dnie partje popędzane zimnem, maszerowały niezmiernie szybko. Ten „poczciwiec“ pro-