Strona:Wacław Sieroszewski - Brzask.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pniu łatwo wykwitają liszaje, śniedź, chętnie wieszają się siwo-brode porosty. Całe szczęście, że lubi, niby w habit, aż do stóp owijać się w kręgi ciężkich, spuścistych gałęzi, o ciemnem, krótkiem igliwiu. To mu dodaje powagi, na tem on gra. Kiedy wiatr wieje, on nie jęczy, nie śpiewa, ale drży, szepcze modlitwy, gderze, wygaduje... W mrukliwym, basowym jego szeleście dźwięczy wiele posępnej, męskiej melancholii. Obok rozkosznej sosny, albo wiotkiej brzozy, bardzo odbija jego mnisia postać, szczególniej, gdy wysuwa kosmate łapy i pieści ich wysmukłe kibicie.
Dąb w takich razach poczyna sobie zupełnie inaczej. Mimo gonności pnia, wysokości i gładkości, wygląda potężnie, gdyż tyle jest prawie gruby u szczytu, co u podstawy. Konary kręte, węzłowate, załamują się ostro, niby łokcie, którymi chce rozepchnąć sąsiadów. Gdy wyprzedzi sosny i świerki, co mu się łatwo udaje, szeroko rozsuwa gałęzie i wszystko wkoło bierze natychmiast w poddaństwo. W gajach wyłącznie dębowych rośnie obrzednie, ma kolosalnie rozrosłe, żylaste ciało, wspaniałą kędzierzawą koronę, słowem — ma minę wielkiego pana, zdobywcy — rycerza starej daty. Kora na nim, jak kolczuga, pęka w duże, grube ogniwa.
Hoża lipa, elegant grab, prostacza olcha, blada brzoza, histeryczna osina, wiąz, klon,