Strona:Wacław Sieroszewski - Brzask.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W połowie drogi poczuła, że dalej iść nie jest w stanie, że padnie. Poprosiła więc strażnika, by pozwolił jej possać trochę mleka z pełnych wymion krowy i wypuścił na chwilę cielę, zamknięte w ciasnym koszu. Jakut zgodził się, rozpalił ogień, ugotował herbatę i przyglądał się z podełba jak kobieta pieści i całuje zwierzę.
— Szkoda go! Zgnije jak i wy! — mruczał niechętnie.