Strona:Wacław Sieroszewski - Brzask.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kał na brzegu. Obok stała druga łódź, trochę większa, na dwie osoby. Do niej włożyła Anka podarowane jedzenie, sieci i odzież, a gdy zepchnięto ją na wodę, siadła wraz z Byterchaj i wiosło wzięła do ręki. Była lekka fala, i Jakut, jadąc na przodzie, przymocował sznur wiszący u dzioba ich łodzi do swojej pierogi i tak je holował za sobą przez wodne odmęty. Zebrani na brzegu Jakuci krzyczeli im słowa otuchy i współczucia.
Wiatr ucichł prawie zupełnie. Sunęli chyżo po ozłoconych słońcem przejrzystych falach. Z tyłu zielone lasy, gdzie mieszkali »ludzie«, gdzie drzewa rosły bujnie, gdzie życie tętniło bogate i rozmaite, gdzie rozbrzmiewały nietylko płacz i jęk, bladły, malały i nikły. Anka obróciła się, by spojrzeć na nie raz jeszcze i spostrzegła szeroki słup dymu, pełzający po ziemi. To wypalano miejsce, gdzie one siedziały!
Milczący przewodnik wysadził je, wskazał dalszą drogę i odpłynął. Zanocowały w tajdze i w domu stanęły dopiero nazajutrz w południe. Niezwykłe powodzenie wyprawy odurzyło wszystkich.
— Jadło, odzież, sieci, łódka, nawet cukier, herbata i sól... Anko! masz szalone do ludzi szczęście! — unosił się Prąd. — Tego jeszcze wieczora zarzucę sieci... Trzeba tylko łódź ostrożnie przeciągnąć, żeby nie dostrzegła jej ta upio-