Strona:Wacław Sieroszewski - Bolszewicy.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SYPNIEWSKI

Zaraz wrócę. Mam kilka pilnych spraw do załatwienia.

(wychodzi przez drzwi na prawo)
SCENA PIĄTA
Sonia, Sarnowskij, później Razin.
SARNOWSKIJ (cicho do Soni)

Trudno tu będzie rządzić! Wszyscy wokoło spiskują obyczajem polskim. Wy, Sofja Abramowna, jesteście za szlachetna dla tych stosunków. Wy nic nie podejrzewacie, nie widzicie jak i wśród nas samych szerzy się jad reakcji... Powtarzam wam wciąż, że liczyć na pewno można jedynie na ludzi związanych bardzo mocno z naszą sprawą bardzo mocnym interesem...

SONIA

Wciąż to słyszę, ale to dla mnie... zbyt wąskie!

SARNOWSKIJ

Wąskie czy nie wąskie, lecz prawdziwe. Cóż robić? Przykro, pewnie, dla duszy delikatnej jak wasza, ale... ludzie są ludźmi! Przesądy religijne, rasowe, obyczajowe są silniejsze od wszelkich programów politycznych. Wy, jako żydówka, musicie to odczuwać najlepiej. Ja bo wciąż spostrzegam ukrytą niechęć i pogardę... Nawet ten Razin... A co się tyczy Sypniewskiego...

SONIA (spokojnie)

Nieprawda.